wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 8. - Dusze ludzkie

       Nie śpię.
       Jest dopiero 5 nad ranem, a ja nie mogę spać. Mój umysł nie chce spać. 
       Dlatego myślę.
       Myślę nad tym, że już jutro muszę iść do szkoły. Że znów będę traktowana jak jakieś dziwne zjawisko. Jak chora psychicznie.
       Muszę się uspokoić. Oczyścić umysł. Znam na to jeden sposób.
       Cmentarz o tej porze jest wyjątkowo cichy.
       To jeszcze jeden powód, przez który inni uważają mnie za freaka. Potrafię godzinami przesiadywać wśród tych pomników.
       Oni tego nie rozumieją. Dla mnie jest to ucieczka od rzeczywistości. Wśród grobów i drzew panuje spokój. Jedynymi przewijającymi się tu uczuciami są lekki smutek i żal, wywołujące u mnie melancholię. Rzadko czuję tutaj jakieś gwałtowniejsze uczucia.
       Nie widuję duchów. To nie moja działka. Ale czasami od niektórych grobów wyczuwam pewien rodzaj energii, której sama nie umiem nazwać i której źródła nie mogę zlokalizować. Nie wiem co to. Ale najprościej można to wytłumaczyć jako duszę ludzką. Obecną, chociaż niewidzialną.
       Cmentarz jest dość rozległy. Rozciąga się na lekko pofałdowanym terenie porośniętym w niektórych miejscach przez drzewa, które idealnie do niego pasują. W najdalszym jego kącie, przylegającym do lasu, znajduje się większa górka o dość łagodnych zboczach. Na niej znajduje się kaplica.
       Niewielki, biały budynek widać już z daleka. Wystaje ponad drzewami, przyciągając wzrok kontrastującymi z jego bielą czarnymi balustradami.
       Powoli przechodzę między grobami. Od niektórych promieniuje znajome ciepło, inne jak zawsze są obojętne. Tu czuję się naprawdę dobrze. Lepiej niż w większej części własnego domu.
       Po wąskich schodach wchodzę pod górkę. Przed kaplicą rozciąga się mały taras otoczony czarną, kutą balustradą. Siadam na nim po turecku, a głowę opieram o barierkę. Oddycham głęboko.
       Znajoma atmosfera uspokaja mnie. Patrzę przed siebie i przyglądam się znajomym kształtom. Świat zmienia się bez przerwy. Niekoniecznie na lepsze. A tutaj prawie wszystko jest zawsze takie samo. Tylko co jakiś czas przybywa nowy obywatel tego terenu.
       Wśród pomników ciągnie się mgła. Wysoka na tyle, że zakrywa wszystkie niższe płyty. Dzięki temu cmentarz wygląda tajemniczo i, jak dla mnie, magicznie.
       Czyjaś obecność wdziera się do mojego umysłu zakłócając te rzadkie chwile spokoju. Prostuję się. To dziwne. Czuję czyjąś obecność, ale nie czuję... uczuć. To dla mnie nowość.
   - Oj, sorry. Nie wiedziałem, że ktoś tu jest.
       Odwracam powoli głowę. Po prawej stronie, trochę za mną, stoi jakiś chłopak. Wysoki. Jego ciemne, niedbale ułożone (lub po prostu w ogóle nie stylizowane) włosy kontrastują z jego dosyć jasną karnacją i jasnoszarymi oczami. Wygląda... miło. Ale ludzie często sprawiają mylne pierwsze wrażenie.
       Nasze spojrzenia się spotykają. Wydaje się zmieszany, ale mimo widocznego zakłopotania robi krok do przodu.
       Grzebię w kieszeniach skórzanej kurtki i z jednej z nich wyciągam notatnik i wieczne pióro. Wszędzie mam je pochowane.
   - Dobra. Widzę, że nie masz humoru i ogólnie przeszkadzam. Narka.
   - Nie przeszkadzasz. I nie mam monopolu na to miejsce. Chcesz, to siedź.
       Nie odwrócił się jeszcze, więc dostrzega kartkę, którą wyciągam w jego kierunku. Czyta ją szybko.
   - Jesteś niema?
       Widzę, że jest zaskoczony, ale prawie wcale tego nie czuję. Jakby jego uczucia tylko lekko mnie dotykały, ale nie przenikały przeze mnie. Zaczyna mnie intrygować.
       Nadal siedząc, odwracam się w jego stronę. Zdejmuję ciemne okulary, za którymi często się chowam. Patrzę prosto w jego oczy, ale widzę, że jego ciało się wzdryga. Naturalna reakcja ludzi na mój wzrok.
   - Vivien Mist?
       Nie dziwię się, że mnie zna. Kojarzę go ze szkoły. A tam znają mnie wszyscy. Wśród uczniów jest tylko jedna taka wariatka jak ja. Zakładam znów okulary. Trzymam głowę tak, że widzę wszystko ponad ich szkiełkami.
   - To może nie będę ci przeszkadzać?
   - Lepszym pytaniem jest to, czy ja nie będę przeszkadzać Tobie?
       Moje pismo jest równe niczym czcionka w komputerze. Przez tyle lat je ćwiczyłam, że potrafię podrobić każdy podpis i pisać najróżniejszym ozdobnym pismem.
   - Czemu miałabyś mi przeszkadzać?
   - Bo jestem taka, a nie inna?
   - I co w związku z tym? - Spogląda na mnie zaciekawiony.
   - Wiem, co mówią o mnie inni. Wiem, jaką mam opinię. Nie musisz się zgrywać.
   - Widzisz... - Podchodzi bliżej i siada obok mnie. Tak blisko, jak jeszcze nikt, kto mnie zna (nie licząc oczywiście Petera). - Zazwyczaj istnieje pewna rozbieżność między tym, co mówią inni, a tym, jak naprawdę jest. Zaletą opinii jest to, że każdy może mieć własną. A ja należę do tej grupy, która woli zdać się na swój rozum niż wyrażać się zdaniem innych.
   - A co jeśli ci inni mają rację?
   - Nie wydaje mi się. Uważam, że po prostu postrzegasz świat trochę inaczej niż my. Nie jesteś tak ograniczona.
   - Skąd takie wnioski?
   - Mam swój rozum i umiem z niego w miarę korzystać. No i nie jestem ślepy.
   - Czyli nie uważasz się za cześć tego ograniczonego i stereotypowego społeczeństwa?
  - Chyba można to tak ująć. - Uśmiecha się patrząc na mnie, a ja zauważam, że podczas tego asymetrycznego uśmiechu w jednym policzku robi mu się dołek.
   - To gratuluję. Reprezentujesz wymierający gatunek, kolego.
   - Filip Pettry jestem.
   - Miło Cię poznać, Philipp.
   - Nie Philipp, tylko Filip. Przez F, bez h i tylko jedno p.
   - A zatem miło Cię poznać, Filip.
   - Filipie. Ale już prawie dobrze. Ciebie też miło poznać, Vivien.
   - Właściwie, to mam na imię Viviannet. Ale używam formy Vivien.
   - W takim razie miło Cię poznać, Viviannet...

czwartek, 11 czerwca 2015

Zwiastun :D

No więc dzisiaj mam zaszczyt zaprezentować Wam oficjalny zwiastun tego oto opowiadania ;).
Świetną robotę wykonała Kran z Działu Zwiastunów Katalogu Euforia ;).
Dziękuję <3

Podoba się? :)
Only [Nemezis]

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 7. - Siatka blizn

       Jeden oddech. 
       Drugi. 
       Trzeci.
       Nadal żyję.
       Otwieram oczy.

       Ten dzień jest wyjątkowo jasny, mimo wczorajszych burz. Ciepły jak latem. Dość ostre światło razi moje nadwrażliwe oczy. Zaciskam na chwilę mocniej powieki i podnoszę się do pozycji siedzącej. Lewą ręką szukam na stoliku pojemnika z tabletkami. Natrafiam palcami na jakąś kartkę.
       Nie było jej tu wczoraj. Biorę ją przed oczy i spod uchylonych powiek odczytuję ją.
   "Nie rób sobie dzisiaj krzywdy. Błagam, Aniołku".
       Kartka od Petera. Mimowolnie uśmiecham się. Poszedł do szkoły, ale nadal się o mnie bał. Pamiętał o mnie.
       Biorę jedną ze znalezionych w końcu pastylek. Coś ziołowego. Przytępiają trochę moje wyostrzone zmysły i osłabiają światłowstręt. Po minucie otwieram oczy. Światło nadal razi, ale mogę już normalnie funkcjonować. Ubieram się w luźne dresy i bokserkę. Jestem sama w domu.
       W kuchni szybko jem jogurt i jak najszybciej wracam do pokoju. Ten dom mnie przeraża. Stokrotnie bardziej od jego milczącej pustki wolę krzyk ciszy. Prawie każde miejsce ma swoją atmosferę. Tworzą ją uczucia żyjących lub odwiedzających to miejsce ludzi.
       Nasz dom jest tej atmosfery prawie całkowicie pozbawiony. Za duża przestrzeń, za mało związanych ze sobą ludzi i uczuć między nimi.
       Nie jestem zwykłym człowiekiem, choć nikt nie wie jak bardzo chciałabym nim być. Nie jestem chora psychicznie jak uważają ludzie.
       Po prostu jestem inna.
       W szpitalach byłam nie dlatego, że mówiłam niestworzone rzeczy. Mówiłam prawdę, a innych przerażało to, że jakimś cudem ją znam. Ja po prostu widzę, słyszę i czuję inaczej i więcej niż inni ludzie. Tam, gdzie normalni widzą chorą osobę, ja widzę raka lub inną chorobę. Widząc smutną osobę, widzę jednocześnie powód tego smutku. A ludzi przeraża to, że obca dziewczyna może wiedzieć o nich więcej niż by chcieli.
       Nie chciałam i nie chcę tego. Takie naruszanie prywatnych spraw innych ludzi nie jest przyjemne. Ale nie mam wyjścia. Nie mogę z tego zrezygnować. Choć sama nie wiem jak bardzo bym chciała.
       Mamy internet. Najbogatsi mogą sobie pozwolić na taki luksus. Często siedzę w sieci. Siedzę i szukam informacji o podobnych do mnie przypadkach.
       Nie znalazłam nic. 

       Gdy brat wchodzi do pokoju właśnie wycieram ostatni kawałek podłogi.
- Na porządki cię wzięło? - pyta ze śmiechem. Podchodzi do mnie i pomaga mi wstać. Rozglądam się. Pokój jest czysty.
       Ze względu na to, że piszę prawie na wszystkim, ściana, podłoga i meble w moim pokoju pomalowane są specjalnymi farbami, a okna są ze odpornego na ścieranie szkła. Raz na jakiś czas czyszczę to wszystko specjalnym płynem. I znów mogę pisać od nowa.
- Mogłaś poczekać na mnie. Pomógłbym ci.
- Sama też daję radę - mówię wolno.
- No widzisz, córuś? Już ci lepiej. - Głos wdziera się między nas. Odwracamy się w stronę drzwi.
       Od ojca jak zawsze czuję współczucie. Nie traktuje mnie poważnie. Ale sama jego obecność sprawia, że władza, która dopiero zdążyłam uzyskać nad głosem, znika. Znów jestem niema.
- Tak wcześnie w domu, tato? - Peter podejmuje rozmowę po dłuższej chwili.
- Tak, dzisiaj skończyliśmy wcześniej.
- To fajnie. - Peter nie wie co powiedzieć. A ja nie mogę mówić.
- Już ci lepiej, Vivien?
       Kiwam powoli głową marząc o tym, by w końcu stąd wyszedł. Z jego strony dopływa do mnie lekkie uczucie zadowolenia. Ma nadzieję, że teraz będę już normalna. Jakbym była tylko przejściowo chora.
       Chora psychicznie.
- Mama powiedziała, że w poniedziałek idziesz już do szkoły. Tak?
       Powoli kiwam głową.
- Co? Nie może. Przecież to jeszcze za wcześnie! - Peter patrzy na ojca dziwnym wzrokiem. Wyczuwam jego niepokój o mnie.
- Przecież sama powiedziała, że już się dobrze czuje. Poza tym nie może sobie narobić zbyt dużych zaległości w szkole.
       Znów mówią o mnie, jakby mnie z nimi nie było. Często tak jest. Jestem zsuwana na dalszy plan. No bo jak można brać pod uwagę kogoś, kto nawet nie może wypowiedzieć swojego zdania podczas dyskusji?
       Czemu denerwuje mnie to, że ludzie mi nie wierzą? Bo mówię, a raczej piszę, prawdę.
       Dobra. Rozumiem, że dziewczyna o moim wyglądzie, niedoszła samobójczyni z zaburzeniami psychicznymi, nie mówiąca nie będąc niemą, która jakimś cudem wie więcej niż inni, i której dotyk zdaje się wciągać wszystko, nie budzi zaufania i sprawia wrażenie wariatki.
       Ale jak mogą sobie tłumaczyć to, że mój dotyk może pozbawiać ludzi wspomnień?
       Albo to, że już przynajmniej 12 razy byłam chora na różne nieuleczalne choroby, a do tej pory żyję?
       Sama tego nie rozumiem.
       Tłumaczę to sobie samej w ten sposób, że porównuję moje ciało do gąbki, a otaczającą mnie rzeczywistość do różnych płynów.
       Uczucia ludzi, dźwięki i panujące wszędzie atmosfery są jak woda. Moje ciało absorbuje je mimowolnie, niemalże bez mojego udziału. Przenikają przeze mnie.
       Wspomnienia ludzi są jak żel - wnikają we mnie powoli, zazwyczaj potrzebuję choćby lżejszego dotyku, aby je przyciągnąć. Mogę je w sobie zatrzymać lub zwrócić.
       Choroby i ból są jak naprawdę gęsty płyn. Tylko te lekkie wnikają we mnie same. Większość potrzebuje pomocy, którą jest dłuższy dotyk.
       Już 7 razy zdiagnozowano u mnie raka. 2 razy miałam gruźlicę. Przeżyłam zawał i wylew. I ukąszenia jadowitych węży. Żadna z tych chorób nie miała początku we mnie. Przypadkiem zaabsorbowałam je od innych ludzi. Oni cudownie ozdrowieli, a ja zostałam z ich chorobami. Ale nikt nie przyjmuje tego do wiadomości.
       Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, choroby te nie zabijają mnie powoli. Wręcz przeciwnie. Każda następna umacnia mnie coraz bardziej. Tnę się od 10 lat, a moje ciało pokrywa tylko mała siatka blizn.
       Tak jak choroby nie wiadomo jak się u mnie leczą, tak blizny po wszystkich przygodach znikają. Moja skóra je pochłania.
       Jestem jedynym takim znanym przypadkiem. A lekarze nie mogą tego zaakceptować.