niedziela, 16 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

Za nominację serdecznie dziękuję GoingMerry z > http://onepieceyaoilove.blogspot.com <.

Co to jest LBA?
Jest to pewnego rodzaju zabawa dla bloggerów/blogów początkujących/o małej liczbie obserwatorów. Nominowana osoba odpowiada na 10/11 pytań, po czym nominuje 11 osób i zadaje im własne 11 pytań. Proste? ;)

Pytania od GoingMerry:

1. Jakie książki najbardziej lubisz?
Uwielbiam czytać i byłabym w stanie przeczytać każdą książkę. Jednak lubuję się w różnego rodzaju fantastyce, nie ważne, czy low, high, dark, sf czy inna. Najmniej przepadam za horrorami, ale poza nimi lubię prawie wszystko ;).
2. Twój ulubiony owoc i warzywo?
Owoc to brzoskwinia. A warzywo? Hm... Może pomidor lub marchew? Nie mam faworyta :D.
3. O czym teraz myślisz?
Generalnie - o odpowiedziach na pytania :D. Część boczną moich myśli zajmują też moje blogi, blogi i historie, które czytam, muzyka i wieeele, wieeele innych spraw :D.

4. Wymarzony kraj do zwiedzenia? Uzasadnij.
Najchętniej zwiedziłabym taki nieistniejący kraj. Narnię, Illeę, Panem, Świat Dysku czy coś w ten deseń. Te kraje mają w sobie to COŚ, co mnie do nich ciągnie. A z prawdziwych? Może Grecję... Interesuję się ich mitologią. 
5. Co Ci się kojarzy z kolorem czerwonym?
Ouu... Studniówka (:D), pomidory, jabłka, róże. A głównie to chyba krew :D. Mam schizę na tym punkcie :D.
6. Masz w posiadaniu lampę dżinna. Jakie są Twoje trzy życzenia?
Hmm... Tyle pomysłów, tak mało do wyboru...
   1. Chciałabym posiadać olbrzymią bibliotekę, wypełnioną wspaniałymi książkami.
   2. Chciałabym wygrać w lotka, aby mieć pieniądze na nowe książki i ogólne nabytki :D.
   3. Chciałabym więcej życzeń ;). Jeśli by nie przeszło, to zażyczyłabym sobie,aby świat stał się lepszym miejscem, bo obecnie dążymy do katastrofy...

7. Którą porę roku lubisz najbardziej? Uzasadnij.
Lato :D. Ponieważ to wakacje, mam urodziny, można spędzać duuużo czasu ze znajomymi, imprezy, nowe znajomości, wspomnienia, dobra pogoda i taaak daalej :D.
8. Harry Potter czy Zmierzch?
Przeczytałam obie serie, i obie lubię. Ale Harry Potter jest lepszy :D. (Zwłaszcza fanficki :D).
9. Czy prowadzenie bloga Cię satysfakcjonuje?
Prowadzę kilka blogów (chyba 9). Satysfakcję sprawia mi każde otworzenie moich blogów przez czytelników. Ale najbardziej cieszę się z każdego komentarza, czy nowego czytelnika. A że czasem pojawia się jedno lub drugie - tak, prowadzenie bloga satysfakcjonuje mnie.
10. Wierzysz w duchy?
Osobiście nie widziałam, ale wierzę, że czasem nie jesteśmy sami, że nasi bliscy zostają z nami po śmierci, chociaż tylko przez jakiś czas i nawet jeśli ich nie widzimy. Czasem dobrze jest wierzyć w takie coś ponad-naturalnego. 
11. Zostajesz więźniem w supermarkecie na całą noc, bez kamer i ochrony - co robisz?
Wyjadam żelki :D. Ewentualnie inne słodycze :D. Otwieram okno i ściągam przyjaciół na małą imprezkę :D. 


Ja nie nominuję aż 11 osób, ale cóż... :D
Nominuję:
 http://mojalawkareturn.blogspot.com
 http://igraniezesmiercia.blogspot.com/
 http://ostatnia-dynastia.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Ulubiona książka, seria książek?
2. Czy wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
3. Ulubione zwierzę?
4. Motto życiowe?
5. Ulubiony film?
6. Dowiadujesz się, że został Ci dzień życia. Co robisz?
7. Możesz spędzić tydzień w świecie przedstawionym w książce/filmie. Gdzie lądujesz?
8. Możesz wybrać sobie super moc. Co wybierasz?
9. Najgorsza ekranizacja książki?
10. Najlepsza ekranizacja książki?
11. Którą księżniczką Disney'a chciałabyś być?

Czekam na odpowiedzi! :D

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 9. - Uczucie wiatru

       Jest inaczej.
       Po poznaniu Filipa mogę myśleć tylko o nim. Nie było to długie spotkanie. Zaraz po wyjawieniu imienia wróciłam do domu. Ale chłopak nadal jest w moich myślach. Był przez cały dzień i teraz w nocy też jest.
       Ale nie myślę o nim jak o chłopaku, którym jest. Myślę o tym, jak to możliwe, że jego uczucia nie zawładnęły mną. I wydaje mi się to nieprawdopodobne. Albo jest naprawdę bezuczuciowy, albo ma jakąś odmianę autyzmu.
       Nie wiem jak to inaczej wyjaśnić.

       Wiejący w górach wiatr szarpie moje włosy i wytrąca mnie z równowagi. Balansuję na krawędzi wystającej półki skalnej i mimo wszystko nie spadam. Odwracam się i chce wrócić na ścieżkę.
       Nie mogę.
       Drogę blokuje mi On. Chłopak ze snów.
       Tym razem nie czuję nic. Żadnych uczuć. Ani dobrych, ani złych. A jego oczy są wesołe. Pełne czegoś, czego nie umiem nazwać. Coś jakby radość i oczekiwanie.
       Jest blisko. Dużo bliżej niż zawsze. Nie wiem co o tym myśleć. Robi jeszcze jeden krok do przodu. Prawie dotykamy się. Unosi rękę i dotyka mojego policzka.
- Już niedługo. Już niedługo się spotkamy, moja piękna.
       On znika. A ja spadam.
       Spadam tysiąc metrów w dół, a niemy krzyk rozrywa mi krtań. 

       Budzę się głęboko wyciągając powietrze w płuca. Taka moja forma krzyku. Jest po 6. Lekcje zaczynam o 8. Mam jeszcze ponad godzinę. Siadam opierając stopy o podłogę. Spod podwiniętej koszulki widzę pociętą skórę nóg. Dawno się już po nich nie cięłam, więc blizny już prawie całkowicie wtopiły się w skórę.
       Wstaję i powoli idę do łazienki. W pustce naszego domu nawet moje własne uczucia niosą się echem. Biorę długi prysznic, polewając się na zmianę gorącą i zimną wodą. Wychodzę z łazienki o 7. Czuję, że wszyscy już wstali.
       Zakładam czarne rurki. Na wierzch czarną bluzę z kapturem, spod której wyłania się szara bokserka. Na nogi trampki. Do torby wrzucam parę książek, stos zeszytów i garść długopisów i ołówków. Czarne rękawiczki bez palców i czarne okulary. Mam wielką kolekcję okularów. Przeciwsłonecznych. Prawie 100 par. Do tylnej kieszeni spodni wpycham słuchawki i jeszcze jedne do torby. Gdyby pierwsze się zgubiły.
       Wchodzę do kuchni. Panująca wokół zacięta cisza mówi mi, że Peter i mama się kłócili. Mówi mi to też napięta atmosfera, którą bez przeszkód wyczuwam.
   - Vivi - Peter wita mnie, a jego głos brzmi dziwnie radośnie w tych pustych ścianach.
       Kiwam głową na powitanie. Biorę z lodówki jogurt, przebijam wieczko nożem i wypijam go.
   - Jak tam przed szkołą? - Mama patrzy na wszystko tylko nie na mnie. Czuję jej niepewność i zakłopotanie.
       W odpowiedzi wzruszam ramionami. A jak ma czuć się człowiek idący na tortury? Jak kupa nieszczęścia.
   - Hm... No dobrze. Idę na górę. A wy chyba musicie już jechać do szkoły, prawda?
   - Tak. Będziemy się już zbierać.
       Jedziemy do szkoły srebrną Toyotą Petera. Ma prawko. Ja nie mam. Nie chcę go. A nawet gdybym chciała, nie dostałabym go. Nie z moimi papierami, w których mam potwierdzoną chorobę psychiczną.
   - Dasz radę? - Peter czuje moje obawy. To pewnie przez więź między bliźniętami. Jesteśmy wyczuleni na swoje nastroje.
       Wzruszam ramionami i wzdycham głęboko. Nie mam innego wyjścia. Muszę to przetrwać.
   - Jakby co przyjdź do mnie. Zawiozę cię do domu.
       W formie podziękowania ściskam lekko jego ramię. Peter jest dla mnie prawdziwym wsparciem. Ale czasem mam wrażenie, że przejmuje się mną aż za bardzo. A przecież on też musi mieć swoje życie, dziewczynę. Nie chcę być dla niego wiecznym ciężarem. A jestem. Od zawsze.
       Już jakieś 200 metrów od szkoły zaczynam odbierać różne impulsy. Budynek stoi na skraju miasta, więc będąc w nim odczuwam uczucia tylko osób w nim przebywających.
       Wjeżdżamy na parking. Przyciągamy spojrzenia. 
       Peter - bo jest naprawdę przystojny. 
       Ja - bo jestem jedyną wariatką w tej szkole.
       Wtykam w uszy słuchawki i podkręcam głośność na fulla. Gdy nie słyszę hałasów otoczenia łatwiej mi odpierać to, co chce mnie opanować. Brat otacza mnie jednym ramieniem i prowadzi mnie do szkoły. Patrzą na nas. Ze mnie się śmieją. Peterowi współczują.
       Codziennie mam po 7 lekcji, a każda trwa całą godzinę. Nowy system edukacji.
   - Dasz sobie radę?
       Stoimy przed klasą, w której mam pierwsze zajęcia. Bliźniak patrzy na mnie z obawą, którą dobrze wyczuwam. Kiwam głową. W obecnej chwili, w strefie uczuciowej, przeważa zniechęcenie i gorycz z powodu nastania poniedziałku. To pokrywa się z moim nastawieniem, więc na razie nie jest źle.
   - Jakby co, to pisz lub dzwoń.
       Rusza w stronę swojej klasy. Po chwili dołącza do niego kilku kumpli. Uśmiecham się. Cieszę się, że ma swoje życie.
       W słuchawkach nadal leci Eminem, gdy przychodzi nauczyciel. Na początek tygodnia Literatura fantastyczna. Te zajęcia lubię. Jak wszystkie, które mogłam wybrać sobie sama.
       Nasza grupa na tych zajęciach liczy 15 osób.
Siadam w swojej ławce - ostatniej pod oknem. Wyjmuję jedną słuchawkę.
   - Witam, grupo. Miło znów cię widzieć, Vivien.
       Kiwam głową. Profesor Jackson zawsze tak mówi, gdy wracam do szkoły po pobycie w szpitalach. Też się boi tego, co mogę zrobić, ale przez fascynację fantastyką patrzy na mój przypadek trochę inaczej.
   - Ostatnio skończyliśmy omawiać Carrie, Stephena Kinga. Jakiego autora omówimy teraz?
       Wszyscy siedzą cicho. Przez głowę przełamują mi setki nazwisk, ale moje usta milczą. Za oknem jest pochmurno, ale nie ściągam okularów. Widzę lecący klucz ptaków. Zazdroszczę im wolności. Uczucia wiatru.
       Jestem ptakiem, któremu przestrzelono skrzydła. Nienawiść ludzka zepchnęła mnie na ziemię, a ich niezrozumienie podeptało mnie. Krwawię żalem i samotnością.
   - No dobrze. Zatem sam coś zaproponuję. A może seria Nocny Anioł? Czytał ktoś? Zna ktoś autora?
   - Weeks. - Słowo wyrywa się z mojego gardła bez udziału mojej woli.
   - Bardzo dobrze, Vivien - mówi po chwili. - Czytałaś?
       Kiwam głową. Właśnie dlatego lubię te zajęcia. Bo główną rzeczą, którą trzeba na nich robić jest czytanie. A czytać uwielbiam.
       Lekcja mija spokojnie. Znów opowiadaliśmy o ciekawych książkach, które ostatnio przeczytaliśmy. Ja nie mówiłam. Osoby bez głosu nie mówią.
       Następna jest Literatura ostatnich dekad. Na te zajęcia chodzą razem ze mną 23 osoby. Sala jest otwarta, więc wchodzę przed dzwonkiem i zajmuję ostatnią ławkę pod oknem. Wkładam do ucha drugą słuchawkę, odchylam się do tyłu i zamykam oczy. Nirvana. Głośne dźwięki wygłuszają trochę impulsy.
   - Viviannet.
       Bardziej czuję niż słyszę, że ktoś mówi moje imię. Odwracam głowę. Oczy Filipa są jakieś 20 centymetrów od moich. Nie wyczułam, że ktoś do mnie podszedł. A już w ogóle, że tak blisko. Uśmiecha się, przyciąga ławkę bliżej mojej i siada nadal na mnie patrząc. Wyjmuję jedną słuchawkę i patrzę na niego.
   - To twoje?
       Wskazuje na zeszyt. Patrzę na niego odruchowo. Moje ręce mimowolnie zaczęły rysować. Patrzyłam na cmentarz i drzewa pełne kruków. Skinęłam głową. Czasem rysuję bez udziału woli.
   - Fajne. Masz talent.
       Wzruszam ramionami. Bardziej od rysunku zajmuje mnie fakt, że nadaj nie czuję jego uczuć jak wszystkich innych.
   - Trochę to dziwne, że uczymy się razem od tak dawna, a rozmawiamy ze sobą dopiero drugi raz, nie?
   - Kto mówi, ten mówi.
   - Nie czepiaj się. Wiesz o co chodzi.
   - Dla mnie to dziwne, że w ogóle z kimś "rozmawiam".
       Nie zdążył odpowiedzieć. Dzwoni dzwonek, a ja odwracam się w stronę tablicy.
       Pani Turner chwali twórczość Dana Browna. To jej ulubiony pisarz. Muszę przyznać, że naprawdę jest niezły. Zagadki w Kodzie Leonarda da Vinci są świetne.
   * Czemu rozmowa jest dla Ciebie dziwna? - Pismo Filipa jest trochę krzywe, ale dość czytelne.
   * Nie rozmowa, tylko fakt, że ktokolwiek chce ze mną rozmawiać. - Odpowiadam niżej.
   * Czemu to takie dziwne? - Kartka znów wraca do mnie.
   * Nie każdy chce się osobiście przekonać ile w gadaniu innych jest prawdy. Jestem przedstawiona jako wariatka. Nikt nie chce rozmawiać z chorymi psychicznie. Jakby bali się zarazić, choć przecież takie choroby się nie przenoszą.
   * Nie jesteś chora. Po prostu inaczej postrzegasz świat.
   * Nie jestem chora?
       Podaję chłopakowi kartkę. Ściągam okulary.
   - To jeszcze o niczym nie świadczy - szepcze.
       Powoli ściągam rękawiczki. A potem podciągam rękawy i pokazuję mu moje przedramiona. Otwiera szerzej oczy na widok krwawych, niedawno zaszytych ran. Po chwili obciągam rękawy, zakładam rękawiczki i okulary.
   * Powinnaś się leczyć.
   * Już to robiłam.
   * I?
   * Psychiatrzy to idioci.
   - Dobrze. Dziękuję wam za obecność. I informuję was, że na dzisiaj to już koniec wszystkich lekcji. Rada ma dzisiaj zebranie i wszyscy jesteście zwolnieni wcześniej do domów.
       Prawie 2 tuziny młodych ciał podrywają się do góry niczym ptaki do lotu. Przez chwilę panuje taki zgiełk, ze mój mózg prawie eksploduje od bodźców przekazywanych przez nadwrażliwy słuch. Krzywię się lekko i wstaję z krzesła. Filip podnosi się powoli. Szybko piszę mu na ławce kilka słów.
* Mówiłam, że jestem chora.
       Wkładam w uszy obie słuchawki, zarzucam torbę na ramię i idę przed siebie, starając się ignorować napływające uczucia.
       Jestem chora. Ale nie w sensie psychicznym. Jestem chora w sensie fizycznym. Moje ciało umiera od środka będąc praktycznie niezniszczalnym. Umiera mój umysł i chęć do życia.
       Jestem wiecznie chora na pewien rodzaj depresji. I w żaden sposób nie mogę się z niego wyleczyć.